BLOG LITERACKI

Katarzyna Arcimowicz

17 marca 2021

Flora

Mężczyzna wszedł na podwyższenie, starając się nie patrzeć na tych wszystkich ludzi. Trzęsącymi się dłońmi wyjął zmiętą karteczkę z kieszeni i rozłożył ją. Przyjrzał się chwiejnym literom, które pod wpływem emocji co chwilę się rozmazywały. Poprawił mikrofon i oparł się łokciami o marmurową trybunę. W końcu uniósł wzrok na zebranych i nabrał powietrza.

- Wszyscy wiemy, dlaczego tu dziś jesteśmy.- zaczął, zerkając na swoją ściągę. Przeleciał pobieżnie wzrokiem po tekście i uznał, że wszystko, co napisał niecałe kilka godzin wcześniej, nie ma najmniejszego sensu. Zrezygnowany zgniótł papier i wcisnął go z powrotem do kieszeni. Westchnął, przez chwilę szukając odpowiednich słów. Tłum czekał cierpliwie, aż mężczyzna się odezwie.

– Chcę opowiedzieć wam o wspaniałej osobie, która zmieniła moje życie.- powiedział w końcu, czując, jak stres powoli odchodzi.- Poznałem ją na studiach, dokładnie pięć lat temu. Pamiętam, jak wykłócała się z każdą osobą, która stanęła na jej drodze.- uśmiechnął się pod nosem.- Pierwszy raz zobaczyłem ją pod salą wykładową, gdy czekaliśmy na profesora filozofii. Kłóciła się ze swoją przyjaciółką, już nawet nie pamiętam o co, ale pamiętam wyraz jej twarzy. Przepełniony był pewnością siebie i determinacją. Gdy profesor w końcu się pojawił, ona zdominowała wykład. Zadawała miliony pytań i dyskutowała. W pewnym momencie wykładowca zaproponował jej, aby zamienili się miejscami, co jej oczywiście pasowało. Facet chciał być złośliwy, a ona faktycznie poprowadziła wykład. Jeśli mam być szczery, chyba wtedy się zakochałem. To brzmi kompletnie tandetnie, bo wiecie - miłość od pierwszego wejrzenia. Mam wrażliwe serce, w porządku?- przerwał, sprawdzając reakcję słuchaczy. Większość lekko się uśmiechała.- Mieliśmy tylko jedne zajęcia razem i nie macie pojęcia, jakie to było frustrujące, widywać ją tylko przez jedną godzinę tygodniowo. W pewnym momencie nawet myślałem nad zmianą kierunku studiów.- uśmiechy zebranych lekko się powiększyły, jednak nadal starano się zachować choć resztki powagi. Bo w końcu ten chłopak na podwyższeniu mówi dość zabawnie, ale ze względu na okoliczności nie wypada się śmiać.- Zazwyczaj przysłuchiwałem  lub przyglądałem się jej, choć częściej  jedno i drugie, tak jak każdy zdroworozsądkowy student nie śmiałem nawet wtrącać się w jej wywody, które zawsze były rzeczywiście mądre i przemyślane. Któregoś razu, muszę się przyznać, byłem wtedy po całonocnej imprezie urodzinowej.- przerwał, przypominając sobie swój opłakany stan na zajęciach.- Któregoś razu coś kazało mi się odezwać. Wciąłem się w jej rozważania i powiedziałem dosłownie dwa zdania. Wszyscy byli zaskoczeni, bo nawet wykładowca nie śmiał jej przerywać. Zapanowała cisza.- zatrzymał się, chcąc oddać ten moment w swojej opowieści.- A potem zacząłem mówić, co mi ślina na język przyniesie, a ona była w takim szoku, że przez jakiś czas wcale się nie odzywała. Gdy się ocknęła, zaczęła się niesamowita kłótnia. Mówię wam całkiem szczerze, że żadna poprzednia ani późniejsza przegrana dyskusja nie satysfakcjonowała mnie tak bardzo jak tamta, bo było oczywiste, że ją przegram. Byłem na kacu, w dodatku wtedy wcale nie interesowała mnie filozofia.- mówiąc to, usłyszał ciche chichotanie, które szybko ustało. Mężczyzna uśmiechnął się lekko na ten dźwięk i kontynuował.- Na każdych późniejszych wykładach przejmowaliśmy dowodzenie, gdy tylko został podany temat. Na ogół wygrywała ona, ale któregoś razu postanowiłem przygotować się najlepiej jak tylko potrafiłem i zmiażdżyłem ją milionem argumentów, przykładów i konkluzji. Ależ była wtedy wściekła. Jednak po zajęciach zaprosiłem ją do herbaciarni, a ona, o dziwo, się zgodziła. Chyba jednak trochę zaimponowałem jej podczas naszej polemiki. To było wspaniałe popołudnie. Buzie nam się nie zamykały. Wypiliśmy po pięć herbat i siedzieliśmy tam aż do zamknięcia lokalu. Potem odprowadziłem ją pod akademik, a gdy weszła do budynku, zdałem sobie sprawę, że będę musiał znowu czekać tydzień, aby ją zobaczyć. Nie dała mi nawet, jędza, numeru telefonu. Ale potem było już tylko lepiej. Stopniowo się do mnie przekonywała, a ja coraz częściej wygrywałem nasze dyskusje na zajęciach z filozofii. Nikt by się nie spodziewał, że Flora, bo jeśli ktoś jeszcze się nie zorientował, mowa jest o Florze.- westchnął rozmarzony, przywołując w myślach widok jej roześmianej buzi.- To za jej sprawą jesteśmy tutaj w tak licznym gronie. Zebrała nas wokół siebie niczym królowa pszczół. A my, małe pszczółki, lgnęliśmy do niej, bo była zdecydowanie niesamowita. Niezwykłe, jak potrafiła przekonywać do siebie ludzi. Mógłbym wymienić przynajmniej trzy małżeństwa tu obecne, które istnieją tylko za jej przyczyną. Marta i Julian, poznaliście się tylko dlatego, że pomyliła wasze zamówienia w pizzerii i latała od stolika do stolika, pytając o zamówienia innych ludzi. A Patryk i Kuba? Przecież się nienawidziliście, a ona znalazła wam wspólną pasję i od tego momentu jesteście najlepszymi przyjaciółmi. Miała dar. Dar, o którym nie wiedziała, a który wykorzystywała przy każdej możliwej okazji.- zacisnął wargi i nagle przypomniał sobie o czymś, co miał zapisane na kartce, a co teraz nie wydawało się aż tak głupie.- Była całkowitym niedowiarkiem i niech mi ksiądz wybaczy.- zwrócił się do mężczyzny siedzącego za nim.- Ale w Boga również nie dowierzała. Interesowała ją filozofia zwana agnostycyzmem, co dla mniej wtajemniczonych oznacza, że człowiek nie jest w stanie dowieść istnienia Boga, ale nie wyklucza jego istnienia. Taka była. Ale wierzyła w ludzi. Na pewno przekonaliście się o tym na własnej skórze. Dawała miliony drugich szans, nawet jeśli ktoś zaprzepaszczał je wszystkie. -Popatrzył na wszystkich, którzy uważnie słuchali jego słów. Widział na ich twarzach zrozumienie.-Któregoś naprawdę depresyjnego wieczoru przeprowadziliśmy bardzo dziwną rozmowę o śmierci.- powiedział w końcu. Zebrani od razu spoważnieli i rozejrzeli się jakby wybudzeni ze snu.- Mówiliśmy o tym, jak chcielibyśmy umrzeć albo jak powinna wyglądać godna śmierć. Tak, to był naprawdę dziwna rozmowa. A więc powiedziałem jej wtedy, że śmierć powinna być nagła, jakiś wypadek, coś, przez co nie będziemy musieli zastanawiać się, co jest po drugiej stronie, bać się wiecznego snu, zamiast umierać w ogromnym bólu przez kilka miesięcy. Ale ona mi wtedy powiedziała, że chciałaby długo umierać, a  najlepiej na jakąś bardzo romantyczną chorobę. Pamiętam, że wśród tych „pięknych”- zrobił z palców cudzysłów nad głową.- chorób wymieniła skórę pergaminową i kilka innych  (których nie pamiętam), w większości genetycznych. Wiedziała, że nie ma opcji zachorowania na nie, a jednak marzyła o takiej śmierci. Powiedziała też, że zadowoliłaby się jakimś atakiem serca, po którym trafiłaby do szpitala, albo melancholią i powolnym usychaniem. Chciała rozmyślać nad tym, co się z nią stanie. Móc się ze wszystkimi pożegnać i zostawić wszystkim jakieś wspominki z ostatnich momentów życia.  Wtedy całkowicie tego nie rozumiałem i do tej pory tego nie pojmuję, ale nie dziwi mnie to, bo cała Flora była zakręcona i niezrozumiała. Tamta nasza rozmowa doprowadziła również do pewnej obietnicy, którą sobie złożyliśmy, ale zanim wam ją przytoczę, muszę opowiedzieć krótko inną historię. - zerknął w dół, zaczynając się głupkowato uśmiechać.- Na któreś walentynki postanowiłem kupić jej coś mniej oczywistego niż zwykłe kwiaty, to znaczy kwiaty też dostała, ale oprócz nich kupiłem jej długie, zabawne skarpety w kolorowe kropki. W opakowaniu były dwie różne pary. Ona wtedy również dała mi prezent i były to dokładnie takie same skarpety w identyczne wzory tylko w moim rozmiarze. Uśmialiśmy się wtedy, zakładając je od razu tak, aby mieć na obu nogach po jednej skarpetce z obu par. Potem były to już takie nasze skarpetki. Zakładaliśmy je w każde urodziny, rocznice, wieczory filmowe i inne ważniejsze dni. Oczywiście były prane po każdym użytku, żebyście sobie czegoś nie pomyśleli.- usłyszał chichotanie i poczuł w duchu ulgę, tak miało być.- Ale wracając do obietnicy. Obiecaliśmy sobie, że jeśli któreś z nas umrze wcześniej od drugiego, to założymy te skarpetki na pogrzeb. Wtedy to wydawało się dość głupawym pomysłem, ale złączyliśmy małe palce i uroczyście przysięgaliśmy.- w tym momencie wyjął mikrofon ze stojaka, odszedł od mównicy i przyklęknął. Podwinął obie nogawki eleganckich spodni aż do kolan i wstał. Wszyscy mogli dostrzec różnokolorowe skarpety w grochy, wystające z ciemnych pantofli i sięgające do połowy łydek mężczyzny. Przyjrzał się im dokładnie, a w jego oczach pierwszy raz stanęły łzy.- Dotrzymałem obietnicy.- powiedział lekko drżącym głosem i zamilkł na chwilę, aby odchrząknąć i odgonić gulę w gardle.- To trudne stać tu przed wami i mówić o niej w ten sposób, przypominając sobie, jaka była i jaka zostanie w naszych sercach już do końca świata. Nie była idealna. Miała mnóstwo wad. Była okropnie leniwa, pyskata i zapominalska, ale dzięki temu nie była perfekcyjną laleczką z porcelany. - wrócił do mównicy i w końcu spojrzał na trumnę.- Florentyna Miłek zginęła 04.10.2019r. w wypadku samochodowym, w drodze do naszego domu. Odeszła, nie dostając szansy na pożegnanie się z kimkolwiek.  I…- zaczął, ale jego głos niebezpiecznie się załamał. Odchrząknął i spróbował znowu się odezwać.- I muszę przyznać, że to nie jest odpowiedni sposób na śmierć. Nagłe zniknięcie z waszego życia najważniejszej jego części miażdży wam połowę duszy. Nie zdążyłem przysięgnąć jej ani miłości, ani wierności, ani uczciwości małżeńskiej. Nie zdążyliśmy dochować się małego, krzykliwego brzdąca. Nie zdążyłem nawet się pożegnać.– jego głos przepełniony był smutkiem i żalem. – Wszyscy wiemy, jak zginęła. Szybko. Gwałtownie. Kierowca ciężarówki nie zdążył zjechać ani zahamować, kiedy wpadła w poślizg i wylądowała przed maską jego samochodu. Ratownicy nie mieli kogo ratować.- po jego policzkach popłynęły gorzkie łzy i skapnęły na drewnianą podkładkę trybuny. Zacisnął powieki.- Chciała, aby jej pożegnanie było miłą ceremonią, aby ludzie wspominali i śmiali się z tego, jak wyglądało jej pokręcone życie i dziękuję wam, że uśmiechnęliście się choćby przez chwilę. To było dla niej ważne.- zakończył, czując, że nie będzie w stanie powiedzieć ani słowa więcej. Kiwnął głową, dając wszystkim znać, że przemowa się skończyła i zszedł z podwyższenia, siadając z powrotem na ławie niedaleko trumny. Jej wieko było uchylone i można było ostatni raz przyjrzeć się bladej twarzy z wiecznym snem na powiekach.

            Ksiądz zakończył ceremonię, czego ukochany zmarłej w pierwszej chwili nawet nie zauważył, i wszyscy zaczęli wychodzić, aby towarzyszyć Florze w jej ostatniej wędrówce. Pierwszy za trumną szedł mówca w kolorowych skarpetkach, a za nim rodzice kobiety i młodszy brat. Za najbliższą rodziną szedł cały tłum ludzi niedowierzających w to, że muszą pożegnać swoją przyjaciółkę. W końcu wszyscy stanęli przy głębokiej dziurze w ziemi, a trumna została w nią opuszczona. Zgromadzeni czekali, aż narzeczony pierwszy sypnie piachem. Zrobił to dopiero po chwili, gdy zorientował się, że zapadła cisza. Nikt nie winił go za opóźnienie. Pogrążony w myślach patrzył z boku, jak reszta rodziny i przyjaciół po kolei wrzuca w dół garść ziemi.

Nie rozumiał, nie chciał rozumieć, jak teraz będzie wyglądało jego życie bez niej. Jego szare życie bez Flory.

 

Jeśli chcesz podzielić się ze mną opinią na temat opowiadania lub napisać cokolwiek innego: ŚMIAŁO! Jestem bardzo ciekawa waszych przemyśleń. Wiadomości dostaję prywatnie, dlatego nie wstydź się, jeśli upublicznienie twojej notki Cię powstrzymuje przed jej napisaniem. Jeśli tylko masz taką ochotę udostępnię wiadomość pod opowiadaniem (Daj mi znać w wiadomości czy chcesz aby wiadomość była opublikowana na blogu, w innym razie tego nie zrobię)

Napisz mi wiadomość!

Imię
Twój e-mail
Wiadomość
Wyślij
Wyślij
Twoja wiadomość została wysłana - Bardzo dziękuję <3
Proszę wypełnić wszystkie wymagane pola!

Czytaj następne opowiadanie

Czytaj następne opowiadanie

26 grudnia 2024
Było prawie cicho. W tle można było słyszeć tylko kilka urywanych rozmów i przewijanych piosenek. Wyczuć można było dym. Ten papierosowy jak i ten z rur wydechowych i kominów. Było
15 września 2024
Nitka zwisała spokojnie z szyi. Biała, chociaż całkiem niebiała. Na jej obu nieskończonych końcach zawieszony kamyk - niby biały, ale nie biały i nie pełny, bo ukruszony. Wydawała się być
02 maja 2024
Próżnia jest zabójcza. Jest w niej tak cicho i zimno. Prawie tak cicho jak w tym samochodzie, który stoi na parkingu. W środku siedzi dziewczyna. Siedzi sama.Jej ręce opadają swobodnie
01 czerwca 2023
Spacerując po lesie starsza kobieta miała mętlik w głowie. Ubrana w czarną sukienkę aż do kolana rozmyślała nad wydarzeniami z całego dnia. Pochowała tego dnia miłość swojego życia. Było jej

Strona www stworzona w kreatorze WebWave.